Część 11.


Dochodziła 21. Podeszła do okna, nerwowo spoglądając na telefon. Na zewnątrz już dawno zrobiło się ciemno, a ona ciągle nie miała żadnych wiadomości. Przecież matka obiecała jej, że zaraz zadzwoni, odezwie się.. Doskonale zdawała sobie sprawa jak Maja się boi o nią, a tymczasem telefon milczał. Próbowała dzwonić zarówno do Bożeny, jak i Szymon i mecenasa, ale nikt nie odebrał. W głowie zaczęły jej się zbierać same czarne myśli. Nie potrafiła skupić się na niczym innym.

W końcu po upływie kilkudziesięciu długich minut, rozległ się dzwonek do drzwi. Natychmiast podbiegła, otwierając, jednak zaraz zatrzymała się w pół ruchu, wpatrując się w strojący za progiem mężczyzn.
- Szymon? - odezwała się drżącym głosem, patrząc na chłopaka.
- Wejdźmy.. - Mecenas otworzył szerzej drzwi, kładąc jej dłoń na plecach. - Chodź usiądziemy.. - Skinął w stronę kuchni.
- Coś się stało? Tak? - Jej oczy mimo woli zaszły łzami. Tak strasznie się tego bała.
- Usiądź.. - Pan Jan wskazał jej krzesło, siadając na przeciwko.
- Do cholery powiedzcie coś! Szymon!
- Przepraszam. - Wyszeptał, nie podnosząc na nią wzroku i po prostu wyszedł z mieszkania.
- ... - przeniosła swoje spojrzenie na mecenasa. - Nie.. - wyszeptała, kręcąc przecząco głową.
- Maju.. - ujął jej rękę – naprawdę długo o nią walczyli, ale nic się już nie dało zrobić.
- Ale.. nie... - z jej oczu zaczęły wydobywać się duże, przejrzyste łzy.
- Przykro mi...
- Niee.. - zaniosła się płaczem, jednocześnie podrywając się z krzesła.
- Maja! - chciał ją zatrzymać, ale wyrwała mu się i wybiegła do swojego pokoju.
Usiadł z powrotem, wyciągając z kieszeni płaszcza komórkę i wybrał numer bratanka.

***

Siedział na kanapie w salonie, ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Ciągle miał przed oczami wydarzenie minionego wieczoru, słyszał strzał.. To wszystko było jak jakiś zły sen. Wcześniej nie potrafił nawet spojrzeć Majce w oczy. Czuł się tak strasznie winny. To wszystko to był jego pomysł, to ona nalegał... Ale wiedział też, że nie może jej zostawić. Nawet jeżeli teraz go nienawidzi to nie ma nikogo bliskiego, kto mógłby jej w jakikolwiek sposób pomóc.
Dodatkowy ból sprawiał mu płacz dziewczyny dochodzący z sąsiedniego pokoju. W jego oczach również błyszczały łzy. Gdyby tylko mógł cofnąć czas...

***

Nie potrafiła opanować płaczu. Po opuchniętej i zaczerwienionej twarzy nieustannie spływały łzy, wsiąkając w poduszkę, która stopniowo stawała się coraz bardziej mokra. Nie potrafiła uwierzyć w to co się stało, nie potrafiła tego zaakceptować. Gdzieś w środku miała nadzieję, że jej mama wróci, że wszystko okaże się złym snem... Ale szybko zderzało się to z rzeczywistością, powodując, że płakała jeszcze bardziej.

***

Dochodziła północ kiedy wstał z kanapy i przeszedł do kuchni. Zaparzył herbatę i biorąc kubek do ręki, skierował się w stronę pokoju Mai. Nie wiedział jak zareaguje, ale nie mogła być sama. Od trzech godzin nieprzerwanie płakała.
Delikatnie zapukał do drzwi i uchylił je. Nawet nie zareagowała. Leżała skulona na łóżku.
- Maja... - odezwał się niepewnie. - Zrobiłem Ci herbatę..
- ... - Podniosła na niego załzawione, nieobecne spojrzenie.
- Majka.. ja..
- Wyjdź.. - wyszeptała przez łzy. - Wyjdź stąd! Wyjdź! - ponownie zaniosła się płaczem.
Spełnił jej żądanie. Nie potrafił patrzeć na jej cierpienie, łzy.. To tak cholernie bolało..

***

Obudził się wcześnie rano. Do mieszkania wpadały pierwsze, pojedyncze promienie słońca, a zegar wskazywał kilka minut po 7. Podniósł się, wzdychając. Automatycznie wróciły do niego wczorajsze wydarzenia. Wstał powoli podchodząc do drzwi pokoju Mai. Delikatnie uchylił je, zaglądając do środka i od razu otworzył je szerzej. W środku nie było dziewczyny.
- Majka?! - rozejrzał po mieszkaniu.
Podszedł do drzwi drugiego pokoju i chwili wahania pchnął je delikatnie. Leżała na łóżku matki, wtulając się w jej poduszkę. Jej opuchnięte policzki, ciągle były mokre od łez.
- Maja.. - odezwał się cicho, robiąc kilka kroków w jej stronę.
- ... - podniosła niego swoje przepełnione bólem spojrzenie. - Co tu robisz? Miałeś iść! To przez Ciebie! - Wstała podchodząc do niego i uderzając pięściami w jego tors. - To był Twój pomysł, Ty się uparłeś, to przez... to przez Ciebie mama nie żyje!
- Majka! - złapał ją za nadgarstki, przytrzymując przy sobie. - Wiesz, że nie tego chciałem! Nigdy sobie tego nie daruję! Słyszysz, nigdy! Wiele bym dał, żeby móc cofnąć czas i nigdy tego nie wymyślić!
- Ale.. - chciała zaprotestować, oskarżyć go o coś jeszcze, ale nie potrafiła. Wybuchnęła płaczem, opierając się czołem o jego klatkę piersiową.
Bez słowa przytulił ją z całej siły. Stali tak dłuższą chwilę. Nie miała już siły walczyć.
- Chcę zostać sama. - Wyszeptała po chwili, odsuwając się od niego.
- ... - przytaknął, patrząc jak z powrotem kładzie się na łóżku i wtula w poduszkę. Chociaż nie miała już siły płakać, nie potrafiła zahamować łez zbierających się w oczach i spływających po piekących policzkach.

***

Minęło kilka dni. Po pierwszej rozpaczy Maja zupełnie zamknęła się w sobie. Nie chciała z nikim rozmawiać, prawie nic nie jadła. Wszystko straciło dla niej jakikolwiek sens. Straciła właśnie jedyną bliską sobie osobę. Została zupełnie sama.
Było pochmurne popołudnie, gdy przyszedł do niej mecenas, używając kluczy, które Majce zabrał Szymon, przewidując, że nie będzie chciała ich wpuścić. Jak zwykle siedziała w pokoju Bożeny, ze wzrokiem utkwionym w oknie.
- Jak się czujesz? - Pan Jan wszedł do pokoju.
- ...
- Byłem dzisiaj na policji.. - usiadł w fotelu naprzeciw łóżka – prawdopodobnie za dwa dni zakończą wszelkie formalności i będzie można zając się organizacją pogrzebu...
- ... - zdawała się zupełnie nie zwracać żadnej uwagi na jego słowa.
- Na razie nie mam w kraju żadnych spraw i jeśli chcesz mogę Ci pomóc..
- Nie tutaj. - Spojrzała na niego. - W Polsce... - W jej oczach znowu pojawiły się łzy.
- Maja.. - usiadł obok niej – ja wiem, że... wolałabyś żeby to było w Warszawie, ale... wiesz ile to kosztuje? Ja też nie mogę Ci aż tak pomóc.. - położył dłoń na jej ramieniu. - Przykro mi..

***

Warszawa.

Paweł kilka dni wcześniej zdał ostatni egzamin sesji, co prawda na trójkę, ale miał w końcu wolne od uczelni. Chociaż w Oazie nieustannie panował ruch, chciał wziąć sobie chociaż kilka dni wolnego, wyjechać do Grabiny i porządnie odpocząć.
- Cześć Młoda! - Wszedł do Oazy, podchodząc do baru.
- ....
- Cześć Ola.
- Cześć. - Posłała mu jeden ze swych najładniejszych uśmiechów.
- ... - pokręcił głową z rozbawieniem – Janek na górze?
- Mhm..
- Okej, to zaraz wracam.

- Wiesz, co... - Zawadzki zamyślił się, patrząc w swój terminarz. - Niby Olka ma wolne od jutra, ale w zasadzie.. A jedź, znaj dobre serce szefa – Uśmiechnął się.
- Dzięki.

***

- Czekaj, podwiozę Cię.. - zatrzymał Malinowską, zamykając klub. - Już, chodźmy. - Uśmiechnął się, kierując się w stronę samochodu. - Podobno masz też urlop od jutra. Masz jakieś plany?
- Chciałyśmy pojechać z Anką, moją przyjaciółką nad morze, ale ma jakieś kłopoty w domu i pojechała do rodziców. Ale.. też? - spojrzała na niego.
- No tak..
- I co robisz?
- Jadę do dziadków, do Grabiny. A może... - spojrzał na dziewczynę, zastanawiając się.
- Może? - uniosła wyżej brwi.
- Może pojedź ze mną, skoro nie masz co robić. - Zaproponował, zatrzymując się na skrzyżowaniu.
- Ale.. głupio by mi było, pakować się Twoim dziadkom na głowę...
- Na pewno się ucieszą, jak ze mną przyjedziesz. W domu jest praktycznie tylko mały, więc im więcej osób tym lepiej.
- No nie wiem... - zawahała się.
- Jedziesz.
- Ale zadzwonisz jutro do nich i zapytasz?
- No dobra.. - uśmiechnął się. - Koło 17 mogę być po Ciebie?
- Możesz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część 5.

Część 1.

Opowiadanie. Prolog.