Część 9.


Kiedy się obudziła było kilkanaście minut po 9. Niechętnie otworzyła oczy i wstała, podchodząc do okna. Westchnęła widząc zachmurzone niebo. Termometr na oknem wskazywał zaledwie 5stopni. W Polsce na pewno było już bardzo ciepło i kolorowo od kwitnących kwiatów. Tutaj pomimo maja była zima. Uwielbiała ten miesiąc, dlatego też tak ciężko był jej się przestawić na warunki panujące w Australii. Narzuciła na ramiona szlafrok i przeszła do kuchni. Nalała sobie do kubka gorącej kawy z dzbanka i usiadła przy stole. Jej matka musiała wyjść do pracy dopiero nie dawno. Na kredensie zostawiła jej talerz kanapek. Sięgnęła po jedną zatapiając wzrok w widoku za oknem. Z zamyślenia po dłuższym czasie wyrwał ją dzwoniący telefon.
- Cześć Szymon. - Odebrała, spoglądając przelotnie na wyświetlacz.
- Hej. Co robisz?
- Nic?
- To zbieraj się. Mam wolne. Zabieram Cię w fajne miejsce.
- Dzisiaj? Przecież zaraz będzie padać.. - spojrzała jeszcze raz za okno.
- Nie marudź. Ubieraj się. Jestem za pół godziny. - Rozłączył się nie czekając na jej dalsze próby wykręcenia się.

***

Tak jak uprzedzał po pół godzinie usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła, wpuszczając go do środka.
- Wiedziałam, że jesteś uparty, ale aż tak?
- Tak. - Uśmiechnął się. - Gotowa?
- A musimy gdzieś wychodzić? Jest zimno, szaro...
- Maja!
- Ech.. - westchnęła, sięgając po gruby sweter. - Dobra, bo nie dasz mi spokoju.
- No właśnie – roześmiał się, podając się kurtkę.
- To powiedz mi chociaż, dokąd mnie zabierasz, co?
- Tajemnica. Ale na pewno Ci się spodoba. Idziemy. - Otworzył drzwi i przepuścił ją przodem.

***

Znudzona patrzyła w okno samochodu. Nie miała najmniejszej ochoty nigdzie się ruszać, ale ostatecznie zgodziła się dla świętego spokoju. Szymon był naprawdę świetnym przyjacielem, ale czasami irytował ją swoimi nagłymi pomysłami i uporem.
Po dłuższym czasie chłopak zaparkował na niewielkim parkingu. Wysiadła rozglądając się w okół.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Zaraz zobaczysz. - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Ruszając lekko piaszczystą ścieżką.
Poszła za nim. Prawdę mówiąc coraz bardziej zaczynał ją intrygować pomysł przyjaciela. Po chwili dróżka się skończyła, a oni znaleźli się na plaży.
- Łaał. Ale tu pięknie.. - rozejrzała się dookoła, zatrzymując się obok Szymon.
- Czyli miałem rację. - Uśmiechnął się do niej. - Chodź.. - pociągnął ją za sobą, w stronę suchego drzewa leżącego na piasku kilka metrów przed nimi.
Usiedli obok siebie, zatapiając wzrok w spienionych falach morza. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. To Maja też lubiła w Szymonie. Że mogli tak po prostu ze sobą pomilczeć, a żadne z nich nie czuło się zakłopotane ciszą.
- Dziękuję.. - odezwała się po dłuższej chwili, nie odrywając wzroku od wody.
- Za co? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Że mnie wyciągnąłeś. Pewnie przesiedziałabym cały dzień w łóżku nic nie robiąc.
- Ej, co jest?
- Nic. Po prostu.. jakiś dziwny ten dzień.. Szaro buro, nic się nie chce. W Polce pewnie grzeje słońce, wszystko kwitnie.. - na jej twarzy pojawił się blady uśmiech – a tutaj.. Brr.. - wstrząsnęła się pod wpływem silnego podmuchu wiatru.
- Ej, chandra?
- Może tak trochę.. - uśmiechnęła się do niego smutno. - Po prostu.. dzisiaj wróciły do mnie pewne wspomnienia z mojego dawnego życia. Myślałam, że zamknęłam tamten rozdział, ale jak widać...
- ... - bez słowa objął ją ramieniem. Nigdy nie opowiedziała mu tak naprawdę o tym swoim 'dawnym życiu', ale wiedział, że nie chce o tym rozmawiać i chciałaby zapomnieć. - Zmarzniesz.. - stwierdził po chwili – chyba faktycznie dzisiaj za zimno na takie wycieczki.
- Niee.. posiedźmy jeszcze. - zaprotestowała, podciągając nogi i obejmując je ramionami.

***

- Naprawdę dziękuję Ci za dzisiaj. - Uśmiechnęła się kiedy zaparkował pod blokiem, w którym wynajmowały z matką mieszkanie.
- Nie ma za co. Zdzwonimy się?
- Jasne. Cześć. - Wysiadła z samochodu i machając mu, weszła do odpowiednich drzwi.

***

Warszawa.

Dochodziła 16 kiedy Paweł w końcu dotarł do Oazy.
- Janek jest? - zapytał od razu Olkę stojącą za barem.
- Nie ma, ale był wściekły na Ciebie. Miałeś być dwie godziny temu.
- Wiem, ale zasnąłem nad tymi cholernymi książkami. Chyba chcą wykończyć człowieka tymi egzaminami. - Westchnął, zaglądając na zaplecze.
- Ile jeszcze Ci zostało? - zawołała za nim.
- Ostatni. Najgorszy.
- Na pewno dasz sobie radę. - Uśmiechnęła się do chłopaka. - Ciągle siedzisz w tych książkach. Musisz odpocząć, dotlenić się. Jutro przed egzaminem idziemy na spacer.
- Młoda, zwariowałaś? Muszę powtórzyć...

***

Kolejnego dnia rano, Malinowska zabrała Pawła na spacer. Tak jak postanowiła.
- Uparta jesteś. - Stwierdził, patrząc na nią kątem oka, kiedy spacerowali jedną z alejek parku.
- To chyba dobrze... Jak się chcę zdobyć to na czym nam zależy, prawda? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie zawsze.
- A miłość?
- O kogo Ty chcesz tak walczyć, co Młoda?
- Nie ważne... Tak tylko....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część 5.

Część 1.

Opowiadanie. Prolog.